Nastroje mroczne we mnie

Poniedziałki są zawsze ciężkie. Ten jest wyjątkowo do dupy. Samochód szwankuje, a koszta naprawy tutaj będą ogromne, dodatkowo leżę nieprzytomna od dwóch dni. Nie mam siły na nic. Sobotni szybki wypad do IKEI po niezbędne rzeczy pogorszył tylko moje samopoczucie, zakupy udane, ale ze zdrowiem gorzej. Nie mam siły napisać maila do przyjaciółki. Ledwo dziś wstałam. Nic nie jem. Jest prawie 13. Na dodatek w domu w Polsce nie dzieje się najlepiej. Wszystko wskazuje na to, że jutro nie pojedziemy do miejscowości obok Nas załatwić kurs dla mnie. Nawet chłód poranny i lekko żółknące liście mnie nie cieszą.

Jedyna dziwna i bardzo... niespodziewana rzecz, która wydarzyła się w weekend, nastroiła mnie dość pozytywnie. W czerwcu dostałam różę od Męża. Sucha cały czas była we flakonie, chciałam ją w końcu wyrzucić, gdy się okazało, że wypuściła zielony liść. Piękny. Zmieniłam wodę, przycięłam i czekam na rozwój sytuacji. Patrze na nią i myślę, że jestem teraz szczęśliwa i bezpieczna. Mrok mnie wciąż dopada chwilami. Zapewne zostanie ze mną do końca.

Na pocieszenie mam pyszne miodowe wafle (kładzie się na kubek z kawą, herbatą, wtedy lekko zaczynają się roztapiać, pamiętam takie z Holandii, przywiozłam je wtedy do Polski w ilości 8628957 sztuk, uwielbiam je). Mają lekko korzenny posmak, taki jesienno-smutny. Tak, może być taki smak, zapewniam. Nie wiem dlaczego wylądowała tylko jedna paczka w Naszym piątkowym koszyku z zakupami. Mam nadzieję, że jak się pozbieramy z tym wszystkim w domu będą jeszcze czekać na Nas na sklepowej półce.

Yhmmm, nawet kawy dziś nie wypiłam... Ledwo upiekłam jakimś cudem wczoraj jabłecznik... Nawet nie mam ochoty do niego zaglądać...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz